Mocny tytuł, można powiedzieć sugerujący jakąś katastrofę. Ale jeśli jest tu jakaś katastrofa to jestem nią ja. Tak, tak już słyszę te wasze głosy - nie mów tak o sobie. No ale nie można, chwilowo tego inaczej nazwać. To co się dzieje w moim wnętrzu, tak zwanej Duszy to jakiś... No Armagedon to łagodne określenie.
Jakoś tak dwa tygodnie temu zgubiłam rytm, nie żebym wcześniej jakiś specjalny miała, bo słuchu nie mam za grosz, ale jakiś tam niewychwytywany rytm jednak był. A teraz... no sieczka. Jakby tornado tej największej kategorii przeszło. Widzieliście na pewno jak to wygląda po jego przejściu. I już wiadomo skąd się wzięła ciężarówka na drzewie i jeleń na słupie energetycznym.
Zatem u mnie takie tornado przeszło, chociaż samo przechodzenie może nie było aż tak spektakularne, ale za to efekt przejścia... oj miodzio.
No i teraz łażę po tym śmietnisku i zbieram resztki. A co się na miotam i na wkurzam to moje. A efekty tego żadne, albo bardzo mizerne.
Zastanawiacie, się zapewne "co ona pisze, o co lata?"
Już spieszę z wyjaśnieniem.
Moja praca nad powrotem do siebie, grzebanie w przeszłości i odnajdywanie ciekawych połączeń przyczynowo skutkowych poskutkowała jakaś dziwną paniką. Jakbym dostała informacje, że mi zostało pięć lat życia i nie ma szans na przesunięcie deadline.
No i się zaczęło, chaotyczne łapanie za wszystko na raz. Wewnętrzny przymus tworzenia, bez jednoczesnego szczęścia w tym, tylko takie: Rób, rób, rób! Nie idzie, to rzuć w cholerę i łap się za coś innego, też nie idzie to bierz to trzecie... Ale rób! Nie wolno Ci nie robić. Masz tworzyć, cokolwiek...
No koszmar. W ciągu trzech dni rozbebeszyłam chyba wszystkie swoje techniki, poza fotografią, bo nie chce mi się z domu wychodzić.
I cały czas w głowie ten dzwoneczek, że źle, że za wolno, że nie fajne to, zmień technikę.
Robiąc jedno przez dwie godziny, cały czas myślę o czymś innym. I tak, po powrocie z weekendu zabrałam się za filc, no moją ostatnią miłość. Ale cały czas mi po głowie chodził wzór na haft, Skupić się nie mogłam i się ukłułam już tyle razy, że niebezpiecznym było dalej tak działać. Więc dla świętego spokoju narysowałam ten wzór. Przeniosłam go na materiał i nawet z radością zaczęłam wyszywać. Do następnego ranka, kiedy to od momentu jak osiadłam do tamborka, myślałam o malowaniu, bo to przecież szybciej idzie. No to odłożyłam nici i wyciągnęłam zaległe prace. Efekt widzieliście w ostatnim poście. To kos. Przynajmniej jakiś postemp, że skończyłam go. Ale jak tylko go ukończyłam to usiadłam i nie czułam nic. Ani chęci do malowania, do dziobania czy haftu.
Pomyślałam, może to czas na powrót do powieści? Już jesień... Wróciłam na całe dwa dni.
Zmęczona jestem ogromnie i nie rozumiem tego chaosu i bałaganu. I tego parcia na efekt skończony do którego nie docieram. A co gorsza nie umiem go uporządkować. No tak, jak było, każda technika siedział przy mnie wystarczająco długo, żeby coś zrobić, a teraz... pół dnia, albo najlepiej dwie na raz.... Tak się nie da tworzyć. To szarpanie się jest kompletnie nietwórcze i wykańczające.
Dla tego dziś wpis bez żadnych zdjęć. Bo nawet nie mam siły szukać na dysku czegoś co mogły chociaż w małym kawałku zilustrować to co czuję.
A na koniec dodam, że o ile Ciapek wyszedł z przeziębienia to od jakiegoś nieokreślonego czasu nie robi kupy. Wczoraj dostał parafinę tam gdzie nikt nie lubi jak mu się coś zapodaje,pod ogon, no zadowolony nie był. I czekaliśmy. Już minęła doba, a on nie był w kuwecie. Chyba, bo czas między pierwszą w nocy a szóstą rano był niemonitorowany. A w kuwecie jedna kupa. Przy trzech kotach trudno stwierdzić czyja. No jednak wierzę, że Ciapka bo młode były na dwójce wieczorem. Ale myślałam że po parafinie to będzie eona bardziej tłusta i łatwiejsza do zidentyfikowania. Po za tym to się kot normalnie zachowuje tylko właśnie wczoraj rano robił cztery próby do kuwety i się wystraszyłam, że znów mu się cewka zatkała. Ale nie - to kupa go przytkała.
No tak, kot ma zatwardzenie roku, a ja wewnętrzną sraczkę... Nie wiem co lepsze, tak po prawdzie, bo zatwardzenia twórczego też nie chcę...
I tym oto radosnym i uroczym akcentem...
Pozdrawiam was mocno i mam nadzieję, że jesienna zmienna aura nie ma na was większego wpływu.
Wszystko odłóż, nie rób nic, weź książkę i czytaj spokojnie, idź na spacer, wymyj okna- po prostu odłóż na tydzień robótki. Miałam to samo- odłożyłam, przeczekałam i samo przeszło.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Poczytać sobie coś a reszta sama przyjdzie. Odkurzanie bardzo mózg potrafi wyszumiec tak ze potem jakiś tak lepiej ;)
UsuńPomyślałam o tym w sobotę i całą spędziłam z mężem i przyjaciółmi w ich domku letniskowym. Niestety nie pomogło. Nad myciem okien myślę bo już się proszą.
UsuńJa tez czytam. Dalej czytam Zafona co przerwalam bo Amber odszedł a to z nim na kolanach czytałam. Teraz czytam z Ejmisia i musi tak byc. Maluchy jeszcze maja fiubzdziu wiec lataja jak postrzelone.
OdpowiedzUsuńJ teraz nie czytam, za to piszę, znaczy próbuję wrócić do pisania.
UsuńKiedy będzie Tobą rzucać:-) idź na długi spacer, samotnie i koniecznie poszuraj liśćmi:-)
OdpowiedzUsuńChyba będzie trzeba, chociaż obawiam się, że będę na ten spacer latać co godzinę...
UsuńTeż tak mam czasami. Efekt? nic nie zrobione, bałagan w chałupie, wszystko rozbebeszone. I wtedy jeszcze większy wnerw i irytacja. Nie martw się, przechodzi jak grypa jelitowa.
OdpowiedzUsuńMoja kota miała ogromny problem z kupkami po lekarstwach . Dostałam od lekarza jakieś "cóś" w tubce, które wpychaliśmy jej do pyszczka. Ale chyba najelpsze efekty dało rozgotowane siemie lniane podawane strzykaweczką do pynia.
Na widok strzykawki kot zabiera się z prędkością światła.
Ja mu teraz podaję parafinę ciekłą, tak zalecił wet. Jak na razie nic, ale już w jelitach lepiej ułożone, nie ma twardej kulki na końcu ja wczoraj.
UsuńTo się nazywa dysonans poznawczy :-) To budzi lęk. Czasem panikę. Bo już czujesz, że COŚ, ale nie chcesz jeszcze widzieć. Miałam. Nie raz. Nie da rady zamalować, zadziubać, zawyszywać. Powoli wyklaruje się. Współczuję, bo wiem, że nosi. Kot się zakorkował, ty też :-) Siemię lniane to bardzo dobra rada tam wyżej u Iwy. Tylko na korek to niemielone. Całe ziarna zaparzać :-)Może załóż dziennik snów. One czasem podpowiadają to, co na jawie nieogarnialne.
OdpowiedzUsuńDziennika nie muszę, zawsze rano rozkminiam co mi się śniło i jakie to może mieć znaczenie.
UsuńAż się boję co to się wyklaruje.
I jeszcze pomyślałam, bo u mnie tak było. Jak emocje zaczynają wracać, to jednak spora energia ;-) A jak jechałaś na rezerwie to taka dawka Verwy może dać popalić. Bo człek nienawykły, nie wiadomo co z tym robić, a ciało wibruje. Ułoży się :-)
UsuńZamiast pod ogon , parafine zapodaj do pyszczka. Do 6 ml można ...
OdpowiedzUsuńCo do tornada wewnętrznego to współczuję :(
Może warto odstawić wszystkie pasje i pomedytować. Nic nie robić , aż się wszystko wyklaruje ;-)
Kciuki za spokój wewnetrzny !
Teraz dostaje do pyszczka. Wychodzi tłuste z tyłu. ale nadal nie idzie do kuwety... nie wiem co on robi z tym jedzeniem które zjada. Wczesnym popołudniem lekarz powiedział ,że kupa jest ale już luźniejsza, rozbita i łatwa do wyjścia, tylko wyjść nie chce.
UsuńTo widzę że to trudniejszy przypadek. Tak miał nasz Filipek i jemu pomógł dopiero preparat Duphalac...
UsuńNie wiem co mu ale zrobił ładną i na prawdę jak na kota to dużą kupę. Sądzę że mógł tak zareagować na antybiotykoterapię.
UsuńTo jest powód do radości :-D
UsuńWewnętrzna sraczka w zestawieniu z zatwardzeniem kota... rozśmieszyłaś mnie, chociaż do śmichu to raczej nie jest. Ale znam ten stan, oj znam. Uklepie się - o ile to jakaś pociecha...
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę że Cię rozbawiłam, lubię się śmiać. A rzadko mam okazję. I tak, to jest pociecha, bo pociesza mnie to, że nie ja jedna niestety znam to uczucie, nie czuję się w tym osamotniona. Dziękuję na prawdę dziękuję za wszystko.
UsuńNiestety czasami są takie dni... i mi się to zdarza...
OdpowiedzUsuńprzy wielu kociakach ciężko jest się czegoś dopatrzeć... u mnie czasami jeden kociak się przytyka ( ma struvity )... chodzę sprawdzam kuwety i nigdy nie wiem czy to on zrobił siusiu czy jednak nie on... ech
Oj znam ja Struvity - piekielne diabły które tyle bólu zadały mojemu Ciapusiowi, dla tego też jak tylko zobaczyłam że coś nie halo w kuwecie to od razu do weta. Ale już jest ok, jak poszedł wieczorem do kuwety to niemal szampana otwierałam z radości i nawet mi nie przeszkadzało że jego kupa śmierdziała strasznie.
UsuńOstatnio w poście z jesiennymi kurami wspomniałam o takim przypadku. Doskonale Cię rozumiem a takie stany miewałam regularnie, u mnie to szło w parze z przemijaniem lata, za którego przyczyną odczuwałam mocniej przemijalność czasu, przecież za około 2 miesiące koniec roku... Ale przyznam się, że czytając tytuł pomyślałam o kotach :D
OdpowiedzUsuńW takich sytuacjach zabierałam się za coś nowego, obecnie rzadko miewam takie stany wewnętrznego niepokoju czyli paniki. Spacer czy wyciszenie może nie pomóc a może wzmóc tylko ten atak. Mnie pomagało coś nowego co zaczęłam robić na przykład sprzątanie w szafach, coś praktycznego, coś czego organizm nie będzie mógł przełożyć na - mało istotne i jak wewnętrzny potwór dewastacji przyjmie jako duchowy pokarm - zadowolenia i satysfakcji ukoronowaniem że coś się zdziałało i ukończyło :)
Moc uścisków przesyłam :D
Z szafą nosiłam się blisko dwa lata i właśnie na dniach ogarnęłam ją. Zajęło mi to pół godzinki i pozbyłam się dwóch reklamówek ciuchów. Przyznam, pomogło na jakiś czas. Ale wierzę, że to stan przejściowy i ściśle związany z tym co robię wewnątrz.
Usuńzgadza się :)
UsuńA może powinnaś z kimś pogadać? Sam od czasu, do czasu sięgam po różne medykamenty i ... pomaga:)
OdpowiedzUsuńJakie masz na myśli medykamenty? Gadać mam z kim, do woli, dwie przyjaciółki psycholożki, jedna z zawody, druga z powołania... Daję jakoś radę, a co do medykamentów to na razie nie chcę się znieczulać, do tego mam colę z cytryną i miodunką prezydencką:)
UsuńLuno! Mnie na takie stany pomaga praca w ogrodzie, może pojedź do Dziczy i popracuj. Jesienią jest dużo roboty i każda para rąk się przydaje. Praca w ogrodzie jest fajna, bo daje natychmiastowe rezultaty, spróbuj. Życzę spokoju wewnętrznego M
OdpowiedzUsuńP.s. doskonałą receptą na wyciszenie jest obejrzenie filmu Wielka cisza https://www.cda.pl/video/25190752. Polecam, pomaga
Nie przepadam za oglądaniem filmów, nie wiem czemu, bo kiedyś lubiłam, teraz to dla mnie strata czasu.
UsuńCo do wyjazdu w Dzicz... średnio, bo tam źródło moich wewnętrznych problemów.
Ale prawda, że praca w ogrodzie pomaga.
Pozdrawiam serdecznie.
Wszystko na spokojnie 😅
OdpowiedzUsuńW ogóle nie grzebię w przeszłości, bo nie można jej zmienić
OdpowiedzUsuńi nie polecam tego nikomu, bo kończy się źle.
Żyć należy teraźniejszością i przyszłością, bo je można kreować.
Ale oczywiście to jest moja opinia i mój sposób na życie.
Daje mi to po prostu spokój ,
którego i Tobie życzę :-)
Ale wiesz, kiedy przeszłość nie pozwala cieszyć się teraźniejszością, kiedy blokuje i odbiera radość... Wtedy trzeba to rozbebeszyć bo inaczej to jest trochę jak przykrywanie gówna bitą śmietaną jak mawia maja ulubiona jutuberka:) A ja mam co rozgrzebywać.
UsuńKażdy sam znajduje najlepszy sposób na wyleczenie siebie. I rzeczywiście, najlepszym lekarstwem jest wiedzieć co się tak naprawdę robi i dlaczego. Ale zrozumienie tego, może trochę potrwać. Cierpliwości :-)ps. ale artysta może nie wiedzieć, może dlatego jest często nieszczęśliwy, ale za to płodny :-)
OdpowiedzUsuńOoo ja mam teraz, za co bym nie złapała, to odkładam i chwytam coś nowego, tyle myśli, prac w głowie a doby nie rozciągnę, najlepsza na to rada - nie rób nic. Poukładaj siebie, potem wrócisz :)
OdpowiedzUsuń