Ech... lato się kończy, a pogoda chyba o tym nie wie, bo sucho i gorąca jak w środku wakacji. Jest bardzo sucho, rośliny marnieją, owoce opadają...
A "staw" już nie zasługuje na to miano. Raczej jest to błotniste bajoro zarośnięte chwastami i pełne tłoczących się ryb, które są wyjadane przez dziesiątki czapli, kormoranów i innych. Wśród tych innych jest i ON - KRÓL PRZESTWORZY.
Zdarzało mi się go dostrzec jak gdzieś szybował bądź już odlatywał znad stawu. A tym razem nawet jakoś nie myślałam o nim i skupiłam się na hafcie, ciesząc się piękną pogodą na drewnianej ogrodowej huśtawce.
Siedzę i wyszywam, aż tu nagle słyszę to charakterystyczne, mało groźne moim zdaniem, gdakanie. Och, myślę, bielik nad stawem... no i zerwałam się, cap za aparat i lecę. Tak się zziajałam, że miałam problem z utrzymaniem aparatu w bezruchu. Dostrzegł mnie czy tam usłyszał i odleciał. Ale na szczęście nie gdzieś za las tylko na odleglejszy brzeg.
Siedział tak i siedział i siedział, a mnie zaczęli wołać na obiad. Poszłam, ale wiedziałam, że wrócę zaraz po obiedzie i może jeszcze będzie.
I się nie pomyliłam. Jeden szybował wysoko nade mną ganiany przez parę kruków, a jego towarzysz patrolował okolicę stawu. Chwilę mi zajęło znalezienie miejsca gdzie usiadł.
Widać, że nie była to dobra pora na zdjęcia, słońce wysoko, ostre i ta charakterystyczna, błękitna mgiełka. Ale co tam, bielika to ja pierwszy raz uwieczniłam i jak już to zrobiłam to byłam tak szczęśliwa, że zatańczyłam. A chyba mu się mój taniec nie spodobał bo odleciał.
A ja wróciła znów do domu. Poczekałam, aż mąż skończy z tatą naprawiać budę Nory i wyciągnęłam go na spacer z nadzieją, że jeszcze bielika spotkamy.
Doszliśmy już do końca grobli i nagle zerwał się z drzewa, na którym absolutnie nie było go widać i wylądował. Na błotnistym dnie "Stawu".
Przyglądał się wodzie, może podziwiał swoje odbicie...
Na niektórych zdjęciach widać pliszkę, która nerwowo za nim biegała.
Okazało się, że był spragniony...
Poczłapał śmiesznie kilka kroków i wzniósł się, by przysiąść po drugiej stronie rowu, kilka metrów dalej.
Jak on śmiesznie człapie...
Ale powiem wam, odczucie nieziemskie. To wielki i wspaniały ptak. Szkoda, że był tak daleko.
A na dokładkę poprzedniego wieczora, słyszałam z mężem ryki jeleni. To też pierwszy taż pierwszy raz w życiu. Super. I świecące larwy świetlików. Tu drugi raz..
Śmieję się, że bielika, rzadkiego, czujnego i wielkiego ptaka to sfotografowałam, a lisa, powszechnego nawet w wielkim mieście, nie...
Zdarzało mi się go dostrzec jak gdzieś szybował bądź już odlatywał znad stawu. A tym razem nawet jakoś nie myślałam o nim i skupiłam się na hafcie, ciesząc się piękną pogodą na drewnianej ogrodowej huśtawce.
Siedzę i wyszywam, aż tu nagle słyszę to charakterystyczne, mało groźne moim zdaniem, gdakanie. Och, myślę, bielik nad stawem... no i zerwałam się, cap za aparat i lecę. Tak się zziajałam, że miałam problem z utrzymaniem aparatu w bezruchu. Dostrzegł mnie czy tam usłyszał i odleciał. Ale na szczęście nie gdzieś za las tylko na odleglejszy brzeg.
Siedział tak i siedział i siedział, a mnie zaczęli wołać na obiad. Poszłam, ale wiedziałam, że wrócę zaraz po obiedzie i może jeszcze będzie.
I się nie pomyliłam. Jeden szybował wysoko nade mną ganiany przez parę kruków, a jego towarzysz patrolował okolicę stawu. Chwilę mi zajęło znalezienie miejsca gdzie usiadł.
Widać, że nie była to dobra pora na zdjęcia, słońce wysoko, ostre i ta charakterystyczna, błękitna mgiełka. Ale co tam, bielika to ja pierwszy raz uwieczniłam i jak już to zrobiłam to byłam tak szczęśliwa, że zatańczyłam. A chyba mu się mój taniec nie spodobał bo odleciał.
A ja wróciła znów do domu. Poczekałam, aż mąż skończy z tatą naprawiać budę Nory i wyciągnęłam go na spacer z nadzieją, że jeszcze bielika spotkamy.
Doszliśmy już do końca grobli i nagle zerwał się z drzewa, na którym absolutnie nie było go widać i wylądował. Na błotnistym dnie "Stawu".
Przyglądał się wodzie, może podziwiał swoje odbicie...
Na niektórych zdjęciach widać pliszkę, która nerwowo za nim biegała.
Okazało się, że był spragniony...
Poczłapał śmiesznie kilka kroków i wzniósł się, by przysiąść po drugiej stronie rowu, kilka metrów dalej.
Jak on śmiesznie człapie...
Ale powiem wam, odczucie nieziemskie. To wielki i wspaniały ptak. Szkoda, że był tak daleko.
A na dokładkę poprzedniego wieczora, słyszałam z mężem ryki jeleni. To też pierwszy taż pierwszy raz w życiu. Super. I świecące larwy świetlików. Tu drugi raz..
Śmieję się, że bielika, rzadkiego, czujnego i wielkiego ptaka to sfotografowałam, a lisa, powszechnego nawet w wielkim mieście, nie...
ŁAŁ!!! Jestem pod wrażeniem! Piękne zdjęcia, no i bohater sesji niezwykły. Zazdroszczę i podziwiam.:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
No, bohater zdecydowanie lepszy niż zdjęcia, ale z tej odległości i w tych warunkach to na co więcej liczyć. Jestem szczęśliwa.
UsuńPrzepiękny ptak, świetne zdjęcia:-)
OdpowiedzUsuńo tak ptak piękny i jak sie podrywał do lotu - majestat.
UsuńSzczęściara z Ciebie. Marzę o spotkaniu bielika, bo u nas też są. Ale nigdy go jeszcze nie widziałam...
OdpowiedzUsuńO tak, to prawda, szczęście mi dopisało.
UsuńWspaniały ptak, gratuluję spotkania:) Chciałabym zobaczyć bielika na wolności, może kiedyś mi się uda. Marzenie...
OdpowiedzUsuńPiekna ta Wasza okolica, dzika. Swietliki widziałam jak świecą w ciemności, ale widziałam też jak świeci pruchno. Byłam przestraszona, co to takiego, dookoła ciemno szumi las, a tu coś swieci niebiesk0srebrzyście, widok niezapomniany!
To próchno to świeciło samo z siebie czy coś w nim było. Zaintrygowałaś mnie.
UsuńNo to miałaś fotoucztę, serdecznie gratuluję, Ja się za nim uganiam od zimy i marne efekty. U nas woda w rzekach i jeziorach wysoka i żadnych oznak suszy. Współczuję!
OdpowiedzUsuńWiem, że się uganiasz, czytałam i życzę byś w końcu trafiła. Mnie się tez w końcu udało zaskoczyć parę żurawi.
UsuńNo Marysiu, jeżeli ktoś miał by trafić to zdecydowanie Ty! Piękny jest! Cieszę się, że udało Ci się go "upolować" :) pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Basiu, bardzo dziękuję za te ciepłe i pełne wiary i serdeczności słowa. Jesteś kochana. Mocno ściskam.
UsuńSuper, że w końcu Ci się udało :-)
OdpowiedzUsuńOch, żebyś ty widziała jak ja zatańczyłam... jak dzieciak.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa jako jedna z nielicznych, akurat ciesze sieze lato sie konczy a nadchodzi moja ukochana jesien:) szczęśćiara, ze go spotkalas i sfotografowałaś! Pozdrawiam Cię ciepło:)
OdpowiedzUsuńO ja też uwielbiam jesień z jej zapachem i nostalgią. Lato mnie męczy.
Usuńi to jest to co Tygrysy uwielbiają najbardziej! naturalna obserwacja, bez zanęt i czatowni! GRATULACJE!!!!!!!! PIĘKNY :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie... miałam szczęście, ze poluje niedaleko. No zdjęcia nie powalają ale są i to mnie cieszy.
UsuńFiu fiu fiu! Kochana, ale Ci się utrafiło! Przepiękny okaz.
OdpowiedzUsuńŁadny nie? Duma mnie rozpiera:)
UsuńUwielbiam Twoje opowieści i zdjęcia! Sfotografować bielika - wielka rzecz! Ja nie mogę zwykłego błotniaka;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Marysiu:)
Błotniaka to też już nie widuję, a te bieliki to tak mi się nagle objawiły na tym stawie. Inne drapole chyba się ich boją.
UsuńNo, to wielkie szczęście widzieć orła w naturze i jeszcze takie piękne zdjęcia wykonać.Niedaleko mnie gniazduje para, czasem zdarza mi się słyszeć ich krzyk. Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńFantastycznie je "upolowałaś" aż pozytywnie zazdraszczam:)pozdrawiam
OdpowiedzUsuńszczęściara z Ciebie. Zobaczyć bielika- niecodziennie jest taka okazja. dzięki za kolejny piękny tekst!
OdpowiedzUsuń