No, już PO. Uff...
A po czym? Po spotkaniu klasowym o którym wspominałam jakieś półtora miesiąca temu. Poszłam. Chociaż były momenty, kiedy mówiłam do siebie, po co mi to, nie idę... Ale miałam nieco czasu na przepracowanie niektórych spraw i poszłam. Nawet się cieszyłam, że idę.
Było... Ciekawie i dla mnie wartościowo o tyle, że mam kolejne sprawy do przemyślenia, do przepracowania.
Do tego kilka dobrze się zapowiadających odgrzanych znajomości. Chociaż słowo "odgrzanych" nie ma zbyt pozytywnego wydźwięku, to jednak tutaj jest ono jak najbardziej pozytywne. Kilka rozczarowań, wynikających ze zbyt wysokich oczekiwań.
No i te lustra. Wszędzie, chyba kilka na raz. Oby się nie potłukły bo będzie kiszka. Nie wiem od czego zacząć...
Osiemnaście lat nie widziałam większości tych ludzi. Moje obawy się nie ziściły, za to inne aspekty o których nie pomyślałam wywołały we mnie dyskomfort. Jakoś kompletnie nie wzięłam pod uwagę, że zdecydowana większość moich koleżanek z maturalnej, teraz jest matkami.
No ja matką nie jestem. I przyznam, że kiedy temat szybko zszedł na dzieci, nie miałam, nie dość, że nic do powiedzenia, to nie ciekawiło mnie to, nie wiedziałam o czym mówią i zaczęłam się nudzić. Dwie godziny nie minęły, a ja ziewałam i poświęcałam mojemu koktajlowi z mango nienaturalnie dużo uwagi. No bo przez pierwsze pół godziny jeszcze próbowałam wyłapać, kto, ile, w jakim wieku ale jak się zaczęły pogadanki o perypetiach to sorki...
Zwłaszcza, że kiedy moje pierwsze lustro niejaka H, zrobiła odpytkę po kolei ( zadając pytanie - masz dzieci czy nie? - zamiast, no to opowiedz co tam u Ciebie) widziałam w jej oczach kompletny zanik uwagi po stwierdzeniu, że mam koty. A potem, zostałam razem z jeszcze jedną bezdzietną odsunięta na margines konwersacji. Nie pierwszy i nie ostatni raz.
Zastanawiacie się może, czemu H. jest moim lustrem. Bo brylowała, była najgłośniejsza, skupiała na sobie uwagę wszystkich, głownie tych trzech panów którzy przyszli, Trzech na pięciu, niezły wynik. O tak, to moje lustro jak nic, prawie ramą dostałam w dziób. Podświadomość mnie borowała jak najgorszy dentysta.
- Też tak byś chciała, zazdrościsz jej
- Zamknij się, nie zazdroszczę bo nie mam czego.
- No jak to czego, zobacz jaka jest przebojowa, wszyscy jej słuchają, wszyscy się gapią.
- Jak na klauna w cyrku. Ja nie muszę podnosić sobie samooceny drąc się na cały lokal, kokietując czyiś mężów i mieć zawsze coś do powiedzenia...
- To czemu jesteś taka nabzdyczona, co?
- Bo nie lubię być wykluczana. Nikt nie lubi chyba, co?
Podświadomość się zamknęła, a mnie H. nadal nieco irytowała. Na swoje potrzeby ją sobie zdiagnozowałam i próbowałam ignorować.
Drugie lustro i największe moje rozczarowanie tego spotkania zaproponowało przejście z kawiarni do knajpki gdzie serwują alko.
Spoko. Tam Lustro E. uświadomiło nas, że zna właściciela i niemal codziennie tu siedzi, wczoraj wypiło dwie karafki wina. Że jako pracownik muzeum, po studiach o sztuce, ma w domu mnóstwo tejże sztuki i że nie znamy się na historii. A poza tym to jest takie nowoczesne, nie weźmie ślubu ze swoim konkubentem puki jej znajomi geje nie będą mogli też tego zrobić i jak umrą jej zwierzęta to popełni samobójstwo. Dzieci nie ma bo to przeżytek, ona woli zwierzęta i wolność. Dziś też poszły dwie karafki wina, wypite podczas siedzenie na środku salki, tyłem do połowy ludzi - przodem do płci przeciwnej.
Uwielbiałam E w liceum. Ale po osiemnastu latach to co kiedyś było super, dziś wydało mi się zblazowanym zadzieraniem nosa i grą pozorów której nie kupiłam nawet przez chwilę. Smutne.
Czemu lustro. Moja podświadomość zaczęła chichotać.
- Popatrz jest tak samo wyzwolona i nieograniczona jak Ty. Też dziecinna i niedojrzała... egoistyczna i musi być najmądrzejsza, uważa się za lepszą od nas - kiedyś hipiska teraz hipsterka. Nie da się w ramy włożyć.
- Ponownie Ci mówię zamilknij. Jest na pokaz, czy ja siedzę na piedestale własnej zajebistości i dramatycznie ogłaszam, ze jak mój kot odejdzie to skocze z okna na znak swojej tragedii?
- No nie...
- A co mówię o takiej sytuacji?
- Że weźmiesz na jego miejsce innego potrzebującego domu bidula, najlepiej dorosłego, bo takim trudniej ten dom znaleźć.
- Właśnie. Czy ja się tu kłócę przez pół godziny gdzie przebiega granica Ołbinu z inną dzielnicą po czym stwierdzam że wszyscy są głupi i nie znają w ogóle historii?
- Nie... Ale robiłaś tak!
- No kiedy?
- Dawno temu.
- Zatem chyba się nie liczy.
No chyba się nie liczy. Chyba przez te parę lat dorosłam. Nie czuję potrzeby brylowania, fajnie byłoby gdyby światło reflektora na chwilę i na mnie padło, mieć swoje pięć minut, potem nich inni mają. Nigdy nie byłam szarą zalęknioną myszką, potrzeba mi uwagi, ale panuję nad tym, kontroluję to, pracuję. Nie krzyczę, nie siadam na środku, nie zwracam na siebie uwagi na siłę i na pokaz. Staram się. Ale wiem, że są takie pragnienia i te dwa moje lustra pokazały mi to bardzo dobitnie.
Miałam wiele jeszcze obserwacji. Takich zupełnie normalnych. Jak na przykład to że kobiety, niezależnie od tego czy są w długotrwałym czy krótkim związku, ale chyba nie satysfakcjonującym w stu procentach, lgną do mężczyzn prawie obcych. Bo na tym spotkaniu nie było naszych polówek. Tylko absolwenci. Większość kobiety.
Przez większość spotkania niewiele mówiłam, nie czułam potrzeby, a jestem okropną gadułą. Najwięcej w sumie rozmawiałam z dawną przyjaciółką, już późno w nocy jak większość się rozeszła do domów. Tę znajomość, jak i kilka innych będę starała się pielęgnować, tak jak na to zasługuje, zobaczymy co z tego wyjdzie.
Co dziwne jednym jeszcze lustrem okazał się kolega, z którym przez całe liceum zamieniłam może kilka zdań. I to on tak na prawdę zwrócił mi swoim zachowaniem uwagę na to, że ci drażniący mnie tu ludzie to moje lustra, obecne lub przeszłe, mniejsze lub większe.
Ech, mam nad czym pracować, ale najfajniejsze jest to, że mam z kim, że mam możliwość podzielić się swoimi spostrzeżeniami o H, o E. z osobami które też tam były i co dziwne, podzielają moje odczucia. Czyli nie jestem taka dziwna, całkiem nieźle mi już idzie oddzielanie tego do mnie osobiście uderza, od tego co ogólnie jest rzucające się w oczy. Najbardziej się cieszę, że mam teraz kontakt do tych kilku osób, które gdzieś po szkole się rozproszyły.
A do tego, z kilkoma dziewczynami, umówiłyśmy się na bardziej kameralne kawowe spotkanie. A z niektórymi indywidualnie. Jestem dobrej myśli, wyszłam z jamy na światło dzienne.